160/ sinusoida

 Moje podejście do życia, a szczególnie do diety jest bardzo sinusoidalne. Raz nie jem nic przez tydzień, następnie trzymam czystą michę miesiącami, a później totalnie zapominam o tym, że muszę się pilnować, bo bez tego wyglądam jak słoniątko i kluseczka. 

 W ciągu ostatnich 3 miesięcy dużo zmieniło się w moim życiu. Jestem w ciąży, co do tej pory spędza mi sen z powiek, bo przez to przytyłam i to sporo. Źle się czuje w moim ciele, a przez to że mam mdłości i jedyne co pomaga mi je przetrwać to właśnie jedzenie - nie potrafię sobie patrzeć w oczy, a tym bardziej na siebie w lustrze.  Na szczęście mój stan błogosławiony zostanie przerwany w najbliższy poniedziałek. Mam ogromną nadzieję, że wtedy będę mogła wrócić do swoich nawyków żywieniowych i spokojnego trybu życia. No i do pracy, bo od ponad 2 tygodni siedzę w domu i trochę mnie to dobija. Ale cóż, chociaż mogę korzystać z pięknej pogody siedząc na balkonie. 

 Tak długo myślałam nad pisaniem tutaj. To tak dziwne dla mnie, że zamiast po prostu to zrobić to czekałam na odpowiedni moment, a jak wszyscy wiemy, to nigdy nie nadchodzi.

 Ważę dziś 57,3 kg. Jeszcze w tamtym tygodniu ważyłam 59,8 kg.  Mam nadzieję, że będzie to sukcesywnie spadać. Chciałabym ważyć 45 kg. Wczoraj sprawdziłam, że moja beztłuszczowa masa ciała to 44,5 kg. Gdybym mogła ważyć chociaż 47 kg.. Padłabym ze szczęścia. Ale wystarczy trochę ciężkiej pracy i samozaparcia i uda mi się, jestem tego pewna. Tylko nie mogę ulegać pokusą. 

Zaczęłam znów prowadzić dziennik. Regularnie. Mam też dodatkowe tabelki na podsumowania bilansów i codziennej wagi. Muszę się też zmierzyć. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wrócić do regularnego pisania bloga.  To zawszę dawało mi największą motywację, ale mieszkam z J., więc ciężko mi czasem pisać tu, żeby on nic nie wiedział i się nie domyślał. Chociaż i tak pewnie już zauważył, że skrupulatnie notuje wszystko w zeszycie. Muszę też na dniach kupić sobie wagę kuchenną. Nie chcę pochłaniać żadnych dodatkowych kalorii. Wszystko musi być opisane i pod kontrolą. 

Najlepiej by było gdyby J. znów wyjechał do pracy, a ja została sama w mieszkaniu, bo wtedy już nikt i nic nie powstrzymało by mnie przed nie jedzeniem  i głodówkami. Życie we dwoje zawsze sprawiało, że przestawałam przywiązywać uwagę do jedzenia. A tak nie może być. Michę trzeba trzymać i koniec kropka. 

Trzymajcie się, o ile ktokolwiek tu jeszcze zagląda }i{

Komentarze